Masłowski: Najlepszą obroną jest atak

24
paź
- Zawsze mówię, że najlepszą obroną jest atak. Gdy postawiliśmy na grę do przodu, to stworzyliśmy sobie przewagę i momentami zamykaliśmy gdańszczan na własnej połowie - stwierdził po meczu z Lechią pomocnik Piasta Michał Masłowski. 
 
- Wydaje mi się, że graliśmy fajne spotkanie, dzięki czemu udało się nam wyjść na prowadzenie. Dobrze wyglądaliśmy, gdy postawiliśmy na grę trójką z tyłu, by pozostali mogli wyjść do przodu. Wychodziło nam to całkiem nieźle, stworzyliśmy sobie kilka naprawdę obiecujących akcji. Myślę, że druga część pierwszej połowy oraz kwadrans po przerwie to nasz najlepszy moment w tym meczu. Szkoda, że później trochę się cofnęliśmy i w rezultacie doznaliśmy kolejnej porażki. Żałujemy, że nie wywozimy z Gdańska choćby punktu - powiedział  Michał Masłowski. 
 
Mimo niekorzystnego rezultatu, podopieczni Radoslava Latala walczyli jak równy z równym z liderem Lotto Ekstraklasy. - Lechia chyba nie spodziewała się, że wyjdziemy tak ofensywnie. Mieli moment zaskoczenia i staraliśmy się to jak najlepiej wykorzystać. Zawsze mówię, że najlepszą obroną jest atak. Gdy postawiliśmy na grę do przodu, to stworzyliśmy sobie przewagę i momentami zamykaliśmy gdańszczan na własnej połowie - przyznał. 
 
Pod koniec spotkania Lechia zdobyła jednak dwa gole, które sprawiły,  że trzy punkty pozostały w Gdańsku. - Moim zdaniem nieco niepotrzebnie troszkę zmieniliśmy taktykę i się cofnęliśmy. Daliśmy tym samym Lechii wejść na naszą połowę, a w konsekwencji zdobyć bramkę. Tak uważam, ale już teraz nie ma co gdybać. W następnych dniach przeanalizujemy na spokojnie to spotkanie i postaramy się wyeliminować błędy przed starciem z Bruk-Betem - zaznaczył pomocnik Piasta. 
 
Względem derbowego starcia z Ruchem Chorzów w pierwszym składzie Niebiesko-Czerwonych doszło aż do pięciu roszad. - Wydaje mi się, że zmiany w wyjściowej jedenastce nie wpłynęły na naszą grę. To normalne, że niektórzy wypadają z meczowej osiemnastki. Są takie sytuacje, że ktoś, tak jak dzisiaj Radek Murawski, nie może wystąpić, ale po to jest nas tylu w zespole, żeby być na to przygotowanym. Wszyscy są gotowi, aby w razie potrzeby wskoczyć do składu. Obojętnie kto wychodzi na boisko, każdy daje z siebie wszystko. Piłka nożna to sport drużynowy, a my jesteśmy zespołem. I jako zespół wygrywamy i przegrywamy. 
 
- Jesteśmy groźni przy kontratakach oraz grze do przodu. Mamy do tego predyspozycje i fajnych zawodników, którzy dobrze czują się w ofensywie. Będąc wysoko, sprawiamy rywalom sporo problemów. Jak już mówiłem, pod koniec trochę niepotrzebnie się cofnęliśmy, przez co Lechia nabrała wiatru w żagle i zdołała zdobyć bramki - stwierdził. 
 
- Wygraliśmy ostatnie dwa spotkania, dzięki czemu trochę odetchnęliśmy, a także ruszyliśmy w górę tabeli. Tym razem się nie udało, ale mam nadzieję, że to jedynie wypadek przy pracy i już za tydzień ponownie uda nam się zwyciężyć. Przed nami bardzo trudny mecz z Bruk-Betem. Niecieczanie mają za sobą bardzo udany początek sezonu, zgromadzili wiele punktów i zajmują wysoką pozycję. Teraz jednak zremisowali z Jagiellonią, a w piątek ulegli Wiśle. Miejmy nadzieję, że w przyszłej kolejce podtrzymają tę serię bez zwycięstwa. Na naszą korzyść z pewnością zadziała fakt, że gramy przy Okrzei. W Gliwicach zawsze czujemy się lepiej niż na wyjazdach, mamy tutaj wsparcie kibiców - powiedział Masłowski. 
 
Gliwiczanie po meczu z Lechią zajmują 13 pozycję, ale od dwunastego Górnika słabszy mają jedynie bilans bramkowy. - Ekstraklasa to taka liga, w której różnice punktowe między kolejnymi zespołami są naprawdę minimalne. Wystarczy regularnie punktować, aby w krótkim czasie wdrapać się na samą górę. Ma to także złe strony - kilka gorszych meczów i można znaleźć się na samym dnie. Niczego nie można być pewnym aż do ostatniej kolejki rozgrywek, co w zeszłym sezonie dobitnie pokazała sytuacja z Podbeskidziem. W ten weekend kilka zespołów nas przeskoczyło, ale jeżeli za tydzień zwyciężymy z Bruk-Betem, z powrotem możemy znaleźć się nad nimi. W piątek musimy po prostu wygrać.
 
Michał Masłowski z powodu kontuzji musiał zejść z murawy już w 87. minucie. - Miałem drobne problemy z kostką, ale wraz z lekarzami chyba już je opanowaliśmy. To nic groźnego, jednak wolałem nie ryzykować i wolałem wcześniej opuścić boisko. Mecz był trudny i bałem się, że moja słabsza dyspozycja może niekorzystnie wpłynąć na naszą grę. Wolałem, żeby na murawie pojawił się ktoś w pełni sprawny, kto mógł jeszcze pomóc odwrócić losy spotkania. Nawet teraz mogę powiedzieć, że na 99% w piątek będę do dyspozycji trenera Latala - zapewniał zawodnik Niebiesko-Czerwonych. 
 
Biuro Prasowe
GKS Piast SA