Masłowski: Czuję wsparcie ze strony klubu i kibiców

26
lip

- Czuję ogromne wsparcie ze strony sztabu szkoleniowego, drużyny i kibiców - przyznał po meczu z Wisłą Michał Masłowski. - Atmosfera panująca w Gliwicach jest bardziej rodzinną, przez co sprzyja zawodnikom, którzy znaleźli się na zakręcie w karierze.

Jak w meczu z IFK Goteborg i Cracovią, z Wisłą ponownie szybko straciliście bramkę. Kibice mają prawo się martwić?
- Powinno to martwić przede wszystkim nas. Fakt że już któryś raz z rzędu rywale wraz z początkiem meczu wychodzą na prowadzenie nie może być przypadkowy. Wydaje mi się, że wciąż popełniamy te same błędy i co najgorsze – nie uczymy się na nich. Ciężko mi jednoznacznie zdiagnozować co robimy źle. Myślę jednak, że w pierwszych minutach graliśmy zbyt nisko. Właściwie gdy tylko wyszliśmy wyżej, zdobyliśmy bramkę. Sasa Zivec i Bartek Szeliga głęboko weszli na połowę przeciwnika co zmusiło Seweryna Kiełpina do dalekich wykopów piłek. Jedną z nich w powietrzu wygrał Uros Korun, co rozpoczęło akcję zakończoną trafieniem. To pokazuje tylko, że wysoka gra przynosi efekty. Nie ma na co czekać, nie można wchodzić w spotkanie tak zachowawczo, jak robiliśmy to w ostatnich starciach, a od początku trzeba zacząć wychodzić wysoko.

Po krótkim falstarcie, gra Piasta zaczęła wyglądać lepiej. Wyższa gra była tego przyczyną?
- Po początkowym kwadransie chłopaki, bo mnie jeszcze nie było wtedy na boisku, zaczęli grać bardzo fajnie. Coraz dłużej utrzymywali się przy piłce na połowie przeciwnika, co okazało się kluczowe. Sprawiło to, że role się odwróciły – to Piast zaczął grać wysoko, natomiast Wisła nisko. Musieli zacząć więcej biegać. Fizycznie może być to problemem. Zwycięstwo było tego efektem. Zwłaszcza, że taka gra zawsze była domeną gliwiczan. Moim zdaniem w zeszłym sezonie właśnie to sprawiło, że zaszli tak daleko. Oglądałem ich mecze w telewizji, rozmawiałem z zawodnikami, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia. Bardzo podobał mi się Piast, ich gra i właśnie dlatego tutaj przyszedłem. Choćby w przegranym 0-4 spotkaniu przy Łazienkowskiej. Wszyscy oczekiwali, że wyjdą cofnięci, a oni zaskoczyli i grali wysoko. Fakt, wysoki był również wynik, ale bynajmniej nie odzwierciedla to przebiegu tamtego meczu. Legia wykorzystała wszystkie mankamenty... Tyle...
 

A ze zdrowiem już wszystko okej?
- Czuje się dobrze i dlatego też znalazłem się w meczowej osiemnastce. W zeszłym sezonie długo borykałem się z kontuzją, lecz teraz jest już znacznie lepiej. Nie narzekam na żadne kłopoty zdrowotne, przez co mogę skupić się na szlifowaniu moich piłkarskich umiejętności czy bardziej wytężonej pracy podczas jednostek treningowych.

Mam wrażenie, że już zaaklimatyzowałeś się w Gliwicach
- Do Piasta przyszedłem przede wszystkim po to żeby grać. Po kontuzji regularna gra jest dla mnie bardzo ważna, aby dojść do pełni formy. Tutaj od początku czuję ogromne wsparcie ze strony sztabu szkoleniowego, drużyny i kibiców. Atmosfera panująca w Gliwicach jest bardziej rodzinną, przez co sprzyja zawodnikom, którzy znaleźli się na zakręcie w swej piłkarskiej przygodzie. Mam nadzieję, że ta współpraca przyniesie korzyści obu stronom – ja występując częściej odbuduję się, a swoimi występami oraz ciężką pracą przysłużę się do kolejnych sukcesów gliwiczan.


Za dwa tygodnie wracasz na Łazienkowską - pamiętasz? 
- Jasne. Mam nadzieję, że dostanę szansę na grę. Na pewno na treningach będę chciał przekonać trenera Necka do tego, aby postawił właśnie na mnie. Regularna gra jest czymś, na czym zależy mi najbardziej. To będzie fajny mecz – zmierzą się dwie bardzo dobre drużyny. Zanim jednak będziemy myśleć o wyjeździe do Warszawy, przed nami mecz z Koroną. Niezwykle dla nas ważny. Musimy pokazać, że po lekkim falstarcie wracamy na właściwa drogę. Tylko kolejnymi zwycięstwami możemy zatrzeć złe wrażenie pozostawione w Krakowie.  

Biuro Prasowe
GKS Piast SA

Zobacz również