Brożek: Piast nawiąże do najlepszych!

22
paź

Piotr Brożek dołączył do Piasta Gliwice na początku bieżącego sezonu. Wcześniej jego piłkarskie losy były bardzo ciekawie. Od Polonii Kielce, przez Wisłę Kraków po epizod z West Ham United czy Wolfsburg. Zapraszamy do podróży po karierze Piotra Brożka.

Twoja przygoda zaczęła się w Polonii Kielce. Potem przenosiny do SMS Zabrze, a na koniec Wisła Kraków. To była droga "idealna"?
- Oczywiście, że tak! Zacząłem na poważnie trenować piłkę nożną w wieku dziewięciu lat i już wtedy wiedziałem, że zrobię wszystko, aby zajść daleko, bo kochałem grać. Szedłem po kolei przez poszczególne kluby, aż w końcu trafiłem do krakowskiej Wisły. W tamtych czasach trudno było wymarzyć sobie coś lepszego.

Dlaczego?
- Bo to wielki klub z pięknymi tradycjami i wtedy znakomitymi zawodnikami. Po prostu wizja rozwoju w Krakowie była bardzo duża, co dodatkowo mobilizowało mnie do ciężkiej pracy. Ja naprawdę wierzyłem, że mogę coś zdziałać w piłce, a "Biała Gwiazda" dawała tę szansę.

Należy jednak wspomnieć troszkę o kulisach Twojego transferu do Wisły. Przecież wtedy za tę przeprowadzkę odpowiadał obecny selekcjoner reprezentacji Polski - Adam Nawałka.
- Zgadza się. Wtedy mnie i Pawła - mojego brata - sprowadzał właśnie trener Nawałka. To wszystko wyglądało tak, że dostaliśmy od trenera telefon z propozycją gry w Krakowie. Spojrzeliśmy z bratem na siebie, a następnie - jednomyślnie po kilku sekundach - krzyknęliśmy "JEDZIEMY"! I pojechaliśmy... To była jedna z łatwiej podjętych decyzji w moim życiu.

Skąd wzięła się ta błyskawiczna odpowiedź? Przecież czekała was przeprowadzka ze Śląska do Krakowa.
- Po prostu - chcieliśmy grać razem w dobrym klubie. Oba warunki zostały spełnione więc nad czym się tu zastanawiać? Jak ktoś "na już" spełnia wszelkie kryteria transferu to jedynie można się spakować i ruszać.

Jak już dotarliście do Krakowa, Wisła przedstawiła Ci kontrakt - dziesięcioletnia umowa! Przecież to jak zobowiązanie na niemal pół kariery!
- Ale tak wtedy było. Ktoś mi zaufał i chciał mnie mieć "na dłużej", a ja specjalnie nie protestowałem. Przecież dziesięć lat to świetna możliwość udoskonalania umiejętności,a potem szansa na transfer. Czułem wtedy, że w klubie się we mnie wierzył.

A nie obawiałeś się, że ten długi kontrakt może Cię zastopować?
- Nie. Wiedziałem, że jeśli coś nie wyjdzie to Wisła zawsze będzie mogła mnie sprzedać albo wypożyczyć. To było raczej z korzyścią dla mnie, bo miałem takie zapewnienie, że ma się wobec mnie jakieś plany.

Chwilę po tym jak w 2001 roku podpisałeś profesjonalny kontrakt, Wisła... wypożyczyła Cię do ŁKS-u Łódź. To było niezbędne?
- Wydaje mi się, że tak. Wisła w tamtych czasach miała taką pakę, że trudno było dziewiętnastolatkowi cokolwiek zdziałać. Nawet na ławkę było się trudno załapać. A w Łodzi miałem większą szansę na grę. Chciałem po prostu więcej grać i wypożyczenia najpierw do Łodzi a potem do Zabrza sprawiały, że rozwijałem się z treningu na trening i po pewnym czasie mogłem w Wiśle rywalizować z tuzami polskiej piłki jak równy z równym.

Dobrze, że o tym wspomniałeś. W tamtych czasach Wisła miała personalnie taką siłę, że... trudno komukolwiek w Polsce było się z nią mierzyć.
- Graliśmy ciekawą i skuteczną piłkę, ale składało się na to kilka czynników. Po pierwsze w jednym momencie w szatni spotkało się wielu bardzo dobrych piłkarzy, którzy zaczęli mówić jednym sportowym językiem. Po drugie - atmosfera sprzyjała wygrywaniu. A po trzecie - miałem wtedy okazję współpracować z wieloma świetnymi trenerami. To był naprawdę bardzo fajny okres.

A dobre występy zaowocowały... ofertą z West Ham United! Od stycznia 2005 roku mogłeś być zawodnikiem angielskiego klubu.
- Tak! Nawet pojechaliśmy z Pawłem na testy do Anglii. Niestety, nie wyszło to nam, a szkoda. Byliśmy kilka dni na testach i na tym się skończyło. Odbyliśmy nawet testy medyczne, więc mieliśmy wielką nadzieję na coś więcej.

West Ham już wtedy to była wielka sprawa, zgadza się?
- Miałem zaledwie dwadzieścia jeden lat, a mogłem trenować z takimi zawodnikami jak Teddy Sheringham czy Serhiy Rebrov. Czyli z ludźmi, którzy coś w piłce osiągnęli. Naprawdę fajnie było zobaczyć jak tak wielki klub funkcjonuje od środka. O, i jeszcze trenerem był wtedy Alan Pardew.

A był mały braterski pojedynek? W końcu nie dwóch, a jeden z Brożków mógł z Londynie zostać.
- Nic z tych rzeczy. Zawsze trzymaliśmy się razem i nie było żadnego polowania na błąd brata. Po prostu - gdyby któryś z nas bardziej się trenerowi spodobał - cieszylibyśmy się z tego tak, jak z angażu nas dwóch.

Po West Hamie pojawiła się opcja... Wolfsburga. Martin Petrov został sprzedany, więc Niemcy poszukiwali kogoś w jego miejsce. I wtedy pojawiło się nazwisko Brożek.
- Była faktycznie taka sytuacja. Akurat niedawno rozmawiałem z ówczesnym dyrektorem sportowym i powspominaliśmy tę sytuację. Wszystko już było ustalone, a transfer zdawał się być pewnym, aż nagle...poinformowano mnie, że nie jadę.

Chwila - przecież media pisały, że to Ty nie zgodziłeś się na ten transfer.
- Właśnie krąży - z niezrozumiałego dla mnie powodu - taka opinia, z którą się nie zgadzam, bo... nie jest prawdą. To Wisła mnie nie puściła do Niemiec. Papiery zostały wysłane, zbierałem się do wyjazdu, aż nagle... przyszła informacja, że nie jadę. Skupiłem się więc na Wiśle i zostałem w Krakowie.

Zostałeś i... miałeś problem. Trener Jerzy Engel nie widział Cię w kadrze zespołu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej byłeś podstawowym graczem...
- Faktycznie za trenera Engela za wiele nie grałem. Wydaje mi się, że to było pokłosie mojego niedoszłego transferu do Niemiec. Miałem odejść, a ostatecznie tak się nie stało. Kiedy okazało się, że jednak będę występować przy Reymonta, trener nagle nie widział dla mnie miejsca.

Aż w końcu pojawił się Dan Petrescu - jeden z bardziej rozpoznawalnych trenerów w Polsce.
- To był dobry trener i muszę tutaj obalić pewien mit, który powstał przy okazji pracy Rumuna w Krakowie. To nie było tak, że on nas katował na treningach. Każdy szkoleniowiec ma inny sposób prowadzenia drużyny. Dan był taki, że raz faktycznie trudno było wytrzymać, ale kolejny dzień mógł być bardzo luźny. Naprawdę bardzo dobrze wspominam tego trenera, wbrew powszechnej opinii. Potrafił świetnie dopasować wysiłek pod zawodników.

I tenże szkoleniowiec powiedział też, że chce mieć dwóch Brożków w ataku. To była nowość w ustawieniu Wisły.
- Ale początkowo wynikało to z faktu, że w kadrze nawarstwiło się wiele kontuzji, co zmusiło trenera do pewnego manewru na pozycjach.

Czyli to był tylko zabieg spowodowany kontuzjami?
- Może nie aż tak. Graliśmy kilka meczów razem, a Danowi to ustawienie się podobało. Więc najwyraźniej sprawdziliśmy się w duecie, przynajmniej z taktycznego punktu widzenia.

Mimo to nie utrzymaliście tej pary. Nie było chemii?
- O nie, chemia była zawsze! Zagraliśmy parę fajnych meczów, ale za Petrescu nie było jednej i niezmiennej podstawowej jedenastki. Trener bardzo rotował składem, stąd nie przywiązywaliśmy się do pozycji. Raz grało się tu, a raz tam.

To chyba trener Maciej Skorża miał na Ciebie najlepszy wpływ.
- Tak, bo to za trenera Skorży najwięcej grałem w lidze. Wtedy stałem się naprawdę podstawowym zawodnikiem. Nie powiem, że to ode mnie rozpoczynano ustalanie wyjściowej jedenastki, ale byłem mocnym punktem zespołu, co dobrze wpływało na moją psychikę i - jednocześnie - grę.

Po tym naprawdę dobrym okresie pojawiła się oferta z Trabzonsporu.
- Turcy zaoferowali mi dwuipółletni kontrakt, a ja specjalnie nie zwlekałem z decyzją.

Co może dziwić, zważając na gorący temperament tureckich kibiców.
- Słyszałem wiele historii o nich, ale ja na własnej skórze tego nie odczułem. Może dlatego, że trafiłem na bardzo dobry okres w życiu klubu. Wtedy walczyliśmy o mistrzostwo Turcji i przegraliśmy je minimalnie. Dlatego też kibice stali za nami murem. Czuliśmy ich wsparcie i ja wspominam ich bardzo miło.

Właśnie - o co dokładnie chodziło z tym mistrzostwem? O koronie zdecydował bezpośredni mecz?
- Niestety, zdecydował bilans bramkowy. Mieliśmy tyle samo punktów, ale najpierw Trabzonspor wygrał 3-1 u siebie, a potem przegraliśmy 0-2. No ale wygrali bezpośrednie mecze. W bilansie bramkowym też nas wyprzedziło. Po prostu byli lepsi i zasłużyli na tytuł.

Czyli okres turecki wspominasz pozytywnie?
- Tak, bo nie mam powodu, żeby było inaczej. Trenowałem ze świetny zawodnikami, a grałem przeciwko jeszcze lepszym. Poznałem też inną kulturę, inne zwyczaje. Może kontuzja nieco pokrzyżowała moje plany, ale mimo to ten czas był naprawdę udany.

A co z reprezentacją? W 2007 roku powołano Cię, a Ty nie zagrałeś z powodu choroby. Rok później udało Ci się wystąpić i... to by było na tyle. Skąd ten nagły obrót sprawy?
- Nie mam pojęcia skąd się to wzięło. Najpierw o mnie zabiegano, a potem nagle temat się urwał. Mimo wszystko nie żałuję ani chwili, bo było mi dane wystąpić z orłem na piersi, co zapadło mi głęboko w pamięci. A czemu później nie grałem? Selekcjoner uważał, że byli lepsi. Mi pozostało to zaakceptować.

Tego problemu nie miałeś po powrocie z Turcji na ligowych boiskach. Najpierw grałeś w Lechii Gdańsk, a później ponownie w Wiśle Kraków. Teraz czas na Piasta.
- I cieszę się z tego wyboru. To była najkonkretniejsza oferta i ani przez chwilę nie miałem wątpliwości czy chcę trafić na Okrzei. Wszystko w tym klubie funkcjonuje tak, że zawodnik może się skupić tylko na graniu w piłkę, co bardzo mi się podoba. Ponadto szybkość działania i właśnie konkretne warunki - dlatego jestem w Gliwicach.

Oferta Piasta była najkonkretniejsza - w takim razie kto jeszcze o Ciebie zabiegał?
- Były propozycje z Polski, ale także z zagranicznych klubów. Mogłem trafić m.in. do Grecji czy Azerbejdżanu. Zdecydowałem się jednak pozostać w kraju, a argumentem "za" był też fakt, że syn chodzi do szkoły i nie chciałem tak drastycznie zmieniać mu otoczenia.

A nie obawiałeś się łatki "zbawiciela" linii defensywnej Piasta Gliwice?
- W żadnym wypadku. W każdym meczu chcę grać jak najlepiej, a jeśli to będzie się przekładać na korzyść dla klubu to będę z tego bardzo zadowolony. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że musimy się jeszcze "dotrzeć" z zespołem, bo tak naprawdę dołączyłem do chłopaków na tydzień przed startem ligi. Jeszcze wiele elementów wymaga poprawy, ale z treningu na trening jest lepiej.

Piast jest uznawany za najdynamiczniej rozwijający się klub na Śląsku. Podzielasz tę opinię?
- Pamiętam, jak grałem tutaj za trenera Skorży z Wisłą. Wtedy nie przypuszczałem, że powstanie przy Okrzei taki obiekt. W tej chwili w Gliwicach jest naprawdę pięknie, a miasto i kibice po prostu zasługują na miejsce w ekstraklasie! Jeśli Piast utrzyma takie tempo rozwijania się, to wierzę, że w niedalekiej przyszłości nawiąże do najlepszych klubów w Polsce.

Biuro Prasowe
GKS Piast S.A.

Zobacz również